Mity dotyczące oszczędności prądu
W sieci można znaleźć wiele poradników, jak obniżać rachunki za zużycie energii elektrycznej, ale niektóre z nich mają niewiele wspólnego z prawdą. Dlatego warto rozprawić się z kilkoma najczęściej powtarzanymi mitami.
Fot. Pixabay/CC0
Jak pokazują badania zachowań społecznych, około 55 proc. Polaków deklaruje, że zna sposoby na oszczędzanie prądu i stara się z nich korzystać. W jaki sposób próbujemy najczęściej wpływać na obniżenie naszych rachunków? W przypadku gospodarstw domowych, 51 proc. osób deklarujących oszczędzanie energii twierdzi, że robi to poprzez pilnowanie gaszenia światła – tak przynajmniej wynikało jeszcze niedawno z raportu „Świadomość energetyczna Polaków” autorstwa RWE Polska. Na kolejnych pozycjach znalazło się używanie żarówek energooszczędnych (38 proc.), odłączanie niepotrzebnego sprzętu (31 proc.), posiadanie energooszczędnych urządzeń (10 proc.), korzystanie z nocnej taryfy prądu (2 proc.) i pranie tylko przy pełnej pralce (2 proc.).
- Według badań, blisko połowa Polaków nie dąży do zmniejszania zużycia prądu. Często jest to efektem krążącego mitu, że zmiana zachowania i świadomość kosztów nie wpływają znacznie na koszty energii elektrycznej. Tymczasem zmiany zachowania domowników mogą obniżyć ten koszt nawet o 20 proc. – wyjaśnia Marcin Gałczyński, ekspert ds. rynku energii z firmy OneMeter specjalizującej się w monitorowaniu zużycia energii elektrycznej w czasie rzeczywistym.
Jak widać, Polacy stosują najpopularniejsze metody oszczędzania energii, ale wciąż mają problem z optymalnym wykorzystaniem posiadanych urządzeń. Często wynika to z błędnych praktyk, z którymi można się spotkać. Przyjrzyjmy się tym najczęściej powielanym.
Po pierwsze – tryb „stand-by”. Wokół niego narosło chyba najwięcej sprzecznych informacji. Zdaniem jednych, nie ma sensu wyłączać z sieci każdego urządzenia, bo pobór energii jest wówczas wręcz niezauważalny, zdaniem drugich zaś warto to robić, ponieważ oszczędności mogą być całkiem spore.
Oczywiście bardzo wiele zależy od tego, ile urządzeń wykorzystujemy w domu, ale zdecydowanie bliższa prawdy jest ta druga opinia. Potwierdzają to m.in. analizy ekspertów Krajowej Agencji Poszanowania Energii, którzy tryb czuwania przeanalizowali na przykładzie komputera stacjonarnego. Otóż w skali roku sprzęt ten jest użytkowany średnio przez około 1800 godzin, ale resztę czasu, czyli aż 7000 godzin, stanowi tryb „stand by”. Jak wynika z pomiarów, komputer stacjonarny zużywa w stanie spoczynku około 40 W, co przy 7000 godzin daje 280 kWh. W skali roku jest to więc około 140 zł. Czyli wcale nie tak mało jak na jedno urządzenie.
Po drugie – ładowanie sprzętów. Często kolportowana opinia mówi, że jeśli nasze urządzenie naładowane w 100 proc. pozostawimy podpięte do sieci, nie pobiera ono już energii. Nie jest to prawda. Należy pamiętać, że w pełni naładowany telefon podłączony do ładowarki wciąż aktywnie ciągnie prąd z sieci. I to nie tak mało, bo jest to około 60 proc. tego, co w trakcie aktywnego trybu ładowania. Dlatego też nie jest dobrą praktyką ładowanie smartfona w nocy, ponieważ uzupełnienie baterii trwa tylko około dwóch godzin, a przez resztę czasu tracimy prąd. A przecież w nowszych urządzeniach czas ładowania jest jeszcze krótszy i potrafi wynosić mniej niż godzinę. Warto też w przemyślany sposób korzystać chociażby z laptopa, ponieważ ładowanie włączonego zużywa o wiele więcej energii niż wyłączonego.
Skoro jesteśmy przy ładowaniu, należy też wspomnieć o odwiecznym problemie: wyciągać samotną ładowarkę z gniazdka, czy zostawić? Zdaniem niektórych, ładowarka pozostawiona w sieci nie pobiera prądu. To mit. Ładowarka pobiera wówczas energię, co wyłapie wyższej jakości watomierz. Ale jednocześnie uspokajamy: na pewno nie wydrenuje to nam kieszeni, bo można przyjąć, że samotna ładowarka pobiera raptem między 0,1 a 0,5 W (wiele zależy od modelu urządzenia). A więc nawet zakładając, że ładowarka będzie podłączona przez całą dobę, to w skali miesiąca i tak da to mniej niż złotówkę zwyżki. Dlatego może zamiast koncentrować się na pilnowaniu ładowarek, lepiej zmienić jedną żarówkę halogenową na energooszczędną LED-ową? Tutaj oszczędność będzie nieporównywalnie większa.
Po trzecie – dostawca energii. Stosunkowo często można spotkać się ze stwierdzeniem, że zmiana sprzedawcy prądu nie skutkuje odczuwalnymi oszczędnościami w domowym budżecie. Mit ten można obalić analizując ceny prądy: na początku lutego tego roku cena energii czynnej (a więc bez dystrybucji) dla gospodarstwa domowego wahała się w przedziale 0,3 zł - 0,45 zł za kWh. Przy średnim zużyciu na gospodarstwo domowe różnica ta przekłada się więc na 360 zł rocznie.
Po czwarte – cena dystrybucji. Jak niektórym wiadomo, rachunki w około 50 proc. składają się właśnie z kosztów dystrybucji. Dlatego też pokutuje opinia, że skoro cena ta wynika z taryfy, to nie ma się na nią wpływu. Nie jest to do końca prawda. - Owszem, cena dystrybucji jest niezmienna dla danego obszaru w danym planie taryfowym, ale taryfę można dostosować do profilu zużycia i w ten sposób zoptymalizować wydatki – dodaje Marcin Gałczyński.