„Folk” zamiast „Wesela” - nowa nazwa i nowe menu restauracji w hotelu Bristol
Parafrazując - wywodzące się ze średniowiecza - przysłowie „Umarł król, niech żyje król” można powiedzieć w rzeszowskich realiach: „Umarło Wesele, niech żyje Folk”.
Bo tak właśnie się stało, od kilku dni pod adresem Rynek 20-23, na I piętrze kamienic (pięciogwiazdkowy hotel Bristol) mamy restaurację Folk, odświeżoną, przypudrowaną wewnątrz, ale z zupełnie nowym menu przygotowanym przez - także nowego - szefa kuchni Janusza Pyrę. Po skompletowaniu nowej załogi kuchni, zaprosił on na kolację degustacyjną około setkę gości. I się działo…
Dawno nie miałem okazji brać udziału w tak pieczołowicie przygotowanym spektaklu kulinarnym. Wszystko dopięte na ostatni guzik. Perfekcyjna obsługa błyskawicznie roznosiła przygotowane talerze, sommelier Rafał Okoń omawiał dedykowane do poszczególnych dań gatunki win, a i sam Janusz Pyra dopowiadał co też znajduje się na tych talerzach.
Nowe menu Folk pozytywnie zaskoczyło, ale właściwie nie mogło być inaczej. Atut szefa kuchni to olbrzymie doświadczenie i profesjonalizm w każdym calu. Jego serwowane pomysły nie mogły nie zadziwiać, co więcej udowodnił on także, że proste składniki podane z pomysłem to jest to czego oczekują wymagający klienci. A właśnie na takich czeka Restauracja Folk.
Już pierwsza przystawka – pasztet z kaczych wątróbek w towarzystwie selera i galaretki z jabłek rozpieściło nasze podniebienia. Kolejna - policzek wieprzowy z puree z dyni i sosem chrzanowym – podobnie. A cappuccino z kukurydzy z łososiową grzanką panierowaną w sezamie zaskoczyło zupełnie. Formą podania w filiżance i jakością smaku dania.
Następnie pojawiły się dwa dania główne – pieczony halibut w cytrynowym puree z sosem cytrynowym oraz pieczeń z sarny z borowikami, gratiną z buraka i kaszą gryczaną zapieczoną w cieście francuskim. Sam ledwo powstrzymywałem się przed wylizaniem talerza. A całość doznań smakowych zamknął jak klamrą deser w postaci torcika serowego z galaretką z leśnych jagód.
Było unikalnie, a trwająca przez kilka godzin biesiada tak naprawdę pozwoliła sobie wyobrazić, jak wyglądały kiedyś słynne „lukullusowe uczty”. Tak trzymać – i niech żyje Folk.
kazet